Trochę mnie Fornalutx rozczarował, a trochę nie. Nie chodzi tu o urok ani o cudowny klimat wyciosanego z kamienia miasta ale o wielkość tej najbardziej znanej, fotogenicznej części z jakiej słynie. Ta najbardziej popularne, znane w internecie kadry tworzy zaledwie kilka poprzecinanych ze sobą uliczek, które kończą się nagle a po nich zaczyna ta zwyklejsza majorkańska zabudowa. Ci, którzy na zwiedzanie Fornalutx zaplanują sobie cały dzień mogą się srogo rozczarować, no chyba że pod uwagę wezmą otaczające miasteczko góry bo widoki co tu ukrywać zacne. Trasy wędrówkowe pewnie też.
Łatwo się ekscytuję i wpadam w euforię, wobec Fornalutx też miałam ogrom oczekiwań. Moje rozczarowanie wynika tylko i jedynie z wielkości miasteczka i jest efektem niewiedzy i słabego przygotowania się do wizyty tam. Zanim na dobre zaczęłam się ekscytować i z radości zaczerwieniły mi się policzki okazało się, że widzieliśmy już wszystko, niektóre miejsca nawet dwukrotnie. I że jest na tyle wcześnie, że możemy pojechać gdzieś jeszcze - co akurat okazało się zaletą bo plan na Majorkę mieliśmy napięty i po brzegi wypełniony miejscami, w których koniecznie musimy być.
Mimo wszystko nie mogłabym o tym miasteczku nie wspomnieć, chociaż w sercu mam niedosyty. Dla mnie było za krótko, co nie zmienia faktu, że cudnie a że byliśmy na tyle wcześnie, że jeszcze nie było tłumów, zauroczyłam się błyskawicznie. Niedosyt pojawił się trochę później, kiedy okazało się, że nie ma już co zwiedzać. A może to my za słabo szukaliśmy...
Już po pierwszym zdjęciu widać, że Fornalutx nie może się nie podobać, ba, łatwo się nim zauroczyć. Zbudowany z kamienia klimatyczny labirynt to skąpanych w słońcu, to ocienionych ulic oczaruje nawet te najbardziej odporne na piękno serca.
Łatwo odnieść wrażenie, że tutaj świat się zatrzymał, czego w sumie nawet byłam świadkiem. W świecie alarmów, wysokich ogrodzeń i antywłamaniowych okratowań wydarzyło się w Fornalutx coś, co trochę zbiło mnie z tropu. Na jednej z uliczek, w wielkiej donicy wylegiwał się kot co wyglądało tak słodko, że nie mogłam go nie pogłaskać. A jak już zaczęłam to nie mogłam przestać, nagrzana słońcem zwierzęca sierść to jest przecież przefantastyczne doznanie. W pewnym momencie podszedł do mnie pan, grzecznie przeprosił, delikatnie przesunął kotka i z doniczki, spod warstwy kamieni, wyciągnął klucz, którym zaczął otwierać drzwi najbliższego domu. Po czym puścił do mnie oko i powiedział, że to tajemnica i o tym kluczu wie tylko on. Ze śmiechem odpowiedziałam, że od teraz już nie 😊.
Nigdy nie przestanie mnie i zachwycać, i zadziwiać fakt, jakie wspaniałe roślinne dżungle potrafią wyczarować ludzie w miejscach i okolicznościach, w jakich o ogród ciężko. Rośliny cudnie współgrają z kamienną rzeczywistością i przełamują te raczej jednolite, chociaż ciepłe w barwie doznania.
Nie wiem z czego wynika fakt, że jestem taka tych podróżniczych doznań łakoma, nie umiem zadowolić się pięknymi momentami, ja muszę mieć cudowności liczone przynajmniej w godzinach, a najlepiej w dniach. Chwila i moment to dla mnie zdecydowanie za mało bo mam wtedy wrażenie, że nie widziałam wszystkiego. Miałam w planach nauczenie się umiaru ale cóż, idzie mi kiepsko, z dawkowania sobie doznań czerwonego paska nie będzie.
Fornalutx jest dowodem na to, że nawet na małej przestrzeni zmieści się dużo pięknych i dobrych doznań. Kompaktowe miasteczka w większości przypadków mają w sobie ogrom magii tak jakby klimatem chciały nadrobić swoją wielkość. A przecież małe jest piękne a mądrość ta sprawdza się w wielu dziedzinach życia. Tych podróżniczych też.